czwartek, 18 października 2012

Ciacha "pełny freestyle"

Moje dwa koty ucinają sobie drzemkę w promieniach słonecznych wpadających przez okno, a ja pomiędzy zadaniami na dzień dzisiejszy, postanowiłam wrzucić posta.

Dziś przychodzę z ciastkami. Przepis na nie znalazłam na blogu "O tym, że ...", czyli dokładnie tu: http://otymze.blogspot.com/2012/04/lubicie-sezam.html#more

Ja po mojej pierwszej próbie, zmodyfikowałam nieco przepis......, nie dlatego że był niedobry, ale dlatego że choć gotowanie idzie mi ogólnie całkiem nieźle, tak wypieki to zawsze była dla mnie wyższa szkoła jazdy (wychodziły mi tylko murzynki i chlebek bananowy, który też jest takim właśnie murzynkiem). Jak pierwszy raz zabrałam się za pieczenie tych ciasteczek, to na początku wszystko szło ekstra, ciasto wyszło (robi się je w 5 minut), ale .... jak przyszło do pieczenia to kompletna klapa! Choć myślałam, że odstępy między ciastkami są spore, to jednak nie były...., wszystko się zlało a potem przypaliło. Masakra :)))). 

Nie poddałam się i drugie podejście było w pełni udane, ciastka skradły mi serce, a raczej podniebienie, a teraz do rzeczy!



Śmiało możecie skorzystać z przepisu podanego w blogu "O tym, że..." lub mojego zmodyfikowanego, który polega na zmniejszeniu praktycznie o połowę ilości cukru, zamianie sezamu na zmielone pestki słonecznika

Składniki: (mój zmodyfikowany przepis)

1 szklanka zmielonych blenderem, łuskanych pestek słonecznika (nie mielić na całkowity pył),
100 g margaryny,
łącznie nieco ponad 1/2 szklanki zmieszanego cukru białego i trzcinowego,
1 jajko
1 opakowanie cukru waniliowego
1 szklanka mąki,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/4 łyżeczki soli,
płaska łyżeczka cynamonu

Margarynę stopić w garnuszku i wystudzić. Następnie wsypać do margaryny cukier biało/brązowy i cukier waniliowy i zmiksować, kolejno wbić jajeczko. W osobnej misce wymieszać składniki suche,  stopniowo dodawać je do masy cukrowo - margarynowej. Finiszujemy dodaniem połowy słonecznikowych pestek. Ciasto trzeba włożyć do lodówki (tak do 2 godzin będzie dobre na pewno), żeby stwardniało.

Z ciasta formujemy małe kulki (2 cm) i obtaczamy je w słoneczniku (można sobie asekuracyjnie zmielić więcej słonecznika żeby nie zabrakło na obtaczanie), układamy najlepiej w jak największych odstępach (ciastko się rozleje podczas pieczenia i robiąc małe odstępy ryzykujemy upieczenie 1 wielkiego jak w moim przypadku!!! Piec nieco ponad 20 minut, w piekarniku nagrzanym do 190 stopni. U mnie 20 minut było za krótko, ale tak po 20 minutach nauczona doświadczeniem, kontrolowałam sytuację. Miękki wierzch może zmylić...., trzeba patrzeć na spód, jeśli będzie już rumiany, to trzeba wyciągać ciastunia, po wyciągnięciu wierzch twardnieje, a spody nie są spalone. 

Czyli zamiast pierwotnego przepisu z sezamem, można ziarna sezamu zastąpić zmielonym słonecznikiem, można pokombinować jeszcze inaczej i dodać inne bakalie troszkę rozdrobnione rodzynki, czy zmielone migdały, orzechy włoskie, laskowe - pełen freestyle :)))



a potem pozostaje zajadać, zajadać i ... zajadać do kawy, herbaty, mleka, kakao 




Smacznego!!!!

środa, 3 października 2012

Jesienny relax w pełni ...., czyli czytanie!!!

Mój weekend naładowany był pozytywną energią, udało mi się ze znajomymi wyskoczyć do Warszawy, pogoda była "jeszcze" piękna, także trochę pozwiedzałam ( no co ???!!! do Warszawy nie jeździ się tylko na zakupy :)). Szkoda, że byliśmy krótko, plan napięty a i czas na powrót spory trzeba było przeznaczyć, no i .... dużo nie udało się zobaczyć, a to co było to troszkę niestety "po łebkach" - będzie chyba następny wyjazd :)

 Wczoraj przy okazji różnych zadań w centrum, wstąpiłam do biblioteki. Przez ostatnie kilka miesięcy dużo musiałam się uczyć, dlatego po egzaminach nie mogłam patrzeć na książki (nawet jeśli czytanie miało być dla relaksu) i przerzuciłam się na oglądanie filmów. No i już odwyk książkowy minął :)




Na zewnątrz buro, zaczął padać deszcz. Skoro mogę sobie na to pozwolić, z przyjemnością zaparzyłam herbatę z sokiem i cytryną, pomyszkowałam za czymś słodkim, wskoczyłam pod koc i czytamy :))).




Udało mi się wypożyczyć pierwszą część serii "Nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej, resztę części już czytałam, jak dla mnie świetne ... Bardzo lubię takie sagi rodzinno - miłosne, ale nie napisane na szczęście w sposób tandetny. Jeśli też coś w podobnym guście lubicie, to polecam również Hannę Kowalewską (seria o Zawrociu) i oczywiście Cukiernię pod Amorem :).

Obowiązkowo, by już całkiem dodać klimatu jesiennemu czytaniu, pod kocem lub na kocu potowarzyszyć musi kot. Mój grzał niemiłosiernie pod kolanami, pod kocem.



Poczułam się jak za dawnych lat, gdy po szkole kokosiłam sie wygodnie i czytałam, co akurat wygrzebałam w szkolnej bibliotece - najbardziej pamiętam "Muminki" albo książki Małgorzaty Musierowicz, które uwielbiałam !!!!

Dziś z wielką przyjemnością kontynuuję, mam kawę z mlekiem i z kotem a nawet dwoma zgodnie się zaszywamy z dala od świata z chilloutową muzyką w tle. Jest cudownie i niech się dzieje co chce!

Każdemu się należy co jakiś czas taki stan!