środa, 24 lipca 2013

July food diary

Lipiec 2013 przejdzie niebawem do przeszłości. Ciszy mnie, że był słoneczny i w miarę spokojny. Sporo dobrego znalazło się również na talerzu, w misce i szklance. A w sierpniu czuję, że będzie pomidorowo !!!!

Lipiec to miesiąc moich urodzin, z tej okazji (była akurat piękna pogoda :) zrobiłam małą kolację w plenerze z chili con carne, winem i nachosami. Było i urodzinowe mojito.


Makaron bucatini z cukinią, piersią kurczaka, suszonymi pomidorami, rukolą oraz parmezanem.Dalej trwam w ograniczaniu jedzenia mięsa.


Nie jestem fanką kaw rozpuszczalnych, zapewne taka kawa ma w sobie niewiele kawy. Lubię jednak mieć jakąś w domu, na przykład dla gości. Skusiłam się na puszeczkę Douwe Egberts ( coś w stylu reklamowanego Milicano - mieszanka kawy rozpuszczalnej 90% oraz mikrozmielonej ziarnistej 10% ). Cóż na kolana mnie nie powaliła, to dla mnie dalej kawa rozpuszczalna, nic nie przepije dobrego espresso, jednak nie jest najgorsza i od czasu do czasu da się wypić. Jak ktoś lubi rozpuszczalne kawy, to powinien być zadowolony ze smaku.



Domowe tiramisu


Pasta tahini z Lidla - miała być klasyczna do hummusu, alem nie doczytała etykiety i kupiłam wersję kakaową (chyba tylko taka była zresztą w ofercie).  Nic to okazała się niezłym bajerem - smakuje jak chałwa - chałwa na kanapkach :). Może być też dobrą alternatywą do przełożenia jakiegoś ciasta.


 O swoim uzależnieniu od kaszki Pesso już pisałam tu . Poniżej nie inaczej jak Pesso z pomidorami, cukinią i na odmianę z fetą :). Ostatnio wszelkie potrawy doprawiam ostrą papryką, dorzucam też czosnek, taki sos z resztą dodatków i chrupiącą bułeczką to jest zdecydowanie mój smak.


 Znów bucatini tyle że z zielonym pesto (kupuję w Lidlu w takich małych kubeczkach z lodówki), dorzucam od siebie jeszcze świeże zioła, czosnek oraz suszone pomidory. Najlepiej smakuje jedzone na słonecznym tarasie :)


 No i ciasto dzieciństwa, jedzone baaardzo dawno temu. Pleśniak (jasno - kakaowe ciasto kruche z kwaskowatym dżemem porzeczkowym) - strasznie go lubię, a zapomniany poszedł w odstawkę na jakieś naście lat. Nie muszę pisać jak cudownie było sobie przypomnieć jego smak!


Na koniec danie, które jest nieodłączną częścią lata (z mrożonymi owocami to już nie to ...), jedni je uwielbiają, inni nienawidzą - KNEDLE z tartą bułką na maśle. Ze śliwkami, z brzoskwiniami, a te z polskimi morelami ummmmm.


Lipcu byłeś cudowny kulinarnie !!!!

niedziela, 21 lipca 2013

Spodenkowe ZRÓB TO SAMA - szorty z koronką

Zacznę od tego, że nie cierpię modowo - blogowego sloganu MUST HAVE. Budzi we mnie wręcz odwrotny odruch - niechciejstwa i negacji. Uważam, że ślepe podążanie za niejako z góry narzucanymi trendami jest zupełnie do kitu, no ale to już jak kto woli ..... . Nie będę jednak hipokrytką i przyznaję, że często co nieco podłapuję i jak każdy ulegam trochę wpływom, jednak zdecydowanie nie idę na całość i nigdy wbrew swym upodobaniom. Wyrosłam już z kupowania czego popadnie, byleby było modne, wolę mieć mniej, ale porządnie i praktycznie. Praktycznie w ogóle nie inspirują mnie blogi modowe, bardziej szukam pomocy w blogach kosmetycznych, gdzie już nieraz udało się trafić w 10, jeśli chodzi o kupno kosmetyku. 

No właśnie blogi modowe i MUST HAVE !!! Smutne jest to, że wszędzie jest po prostu to samo ...., sandałki na obcasie z 1 paskiem, koniecznie z Zary, zegarki i torebki Michaela Korsa (które mimo, że mi się podobały, to od tego oklepania mnie odrzucają), no i nagminnie zakładane bluzki i koszule w biało - czarne pasy (też koniecznie z Zary), w których na dodatek nie wszystkie kobiety korzystnie wyglądają (w tym ja i dlatego nigdy nie kupię). Lubię blogi szafiarskie, ale tylko takie, gdzie dziewczyny mają własne zdanie i styl, w dodatku nie wstydzą się pokazać kilka razy w tym samym :), a dodatkową atrakcją są dobre zdjęcia. Są to blogi, gdzie nie mam wrażenia oderwania od rzeczywistości, przez zalew ciągle to nowych ciuchów, sponsorowanych zresztą. Z całej masy, zaprawdę powiadam - mało takich. Może dlatego, że te nieliczne blogi prowadzone są wyłącznie z pasji, a nie po to by zdobyć jak największą ilość czytelników, a co za tym idzie pieniądze.

Jako że każdy na swym "prywatnym placyku" może wyrazić swoją opinię, a także zamieszczać co dusza zapragnie, robię to dziś i ja pisząc jak postrzegam pewne zjawiska jakimi są dla mnie blogi modowe i wciskane wszędzie must have, gdzie każda dziewczyna pretenduje do ikony stylu, ubierając się jak każdy w sieciówkach. Wierzę jednak, że sporo osób ma swój gust, a co więcej świadomość tego, w czym czują się po prostu dobrze.

Jakbym była typową blogerką modową powinnam napisać teraz, że MUST HAVEM w szafie każdej dziewczyny są dżinsowe szorty i to w różnych wariacjach :). No ale jestem prowadzącą niszowego i hipsterskiego bloga o wszystkim i o niczym (gdzie obok recenzji mydła, można przeczytać recenzję filmową albo zobaczyć jakiś przepisik kulinarny), dlatego tak nie wypada ....

Dziś prezentuję kolejny post z serii ZRÓB TO SAMA, a raczej propozycję takiej robótki ręcznej jaką są samodzielnie obcięte szorty dżinsowe. Zabawa przy tworzeniu jest przednia, a wykonanie bajecznie proste, do tego powrót do czasów szkolnych i niezapomninych ZPT - ów gwarantowany!



To nie są moje pierwsze własnoręcznie wykonane spodenki - korzenie sięgają już podstawówki, były różne długości i motywy. Motyw koronki stosowałam już dawno również do przetartych, długich spodni dżinsowych. Zresztą nic tu oryginalnego ...., jedyna innowacja to fakt, że każdemu wyjdzie coś innego w zależności jaki fason spodni upitoli, jaki kolor stworzy, no i w końcu jakie i gdzie dziury wytnie i jaką koronkę wstawi. Mi wyszło tak i z radością noszę te gatki w godzinach wolnych od pracy.

Tak było na początku


Spodnie ucięłam dłużej, by potem wyregulować do odpowiedniego moim potrzebom stanu. Następnie ucięte już wstępnie spodenki moczyłam kilka razy w wybielaczu z wodą, by uzyskały zadowalający odcień. (ten etap był dla mnie najbardziej stresujący ...)

Potem pozostał już dobór koronki i "zaprojektowania" dziur oraz wystrzępienie (ten etap dał upust moim emocjom).


jedna strona


 druga strona


tył

Strzępki w moich szortach nie są duże, ale z czasem i po kilku praniach się wyrobią. Koronką została wszyta za pomocą maszyny do szycia, celowo nieco wyżej, ponad krańcem wycięcia, właśnie w razie dalszego prucia :)

Muszę przyznać, że mam kilka par szortów w różnych kolorach, kupionych w sklepach, ale te są teraz naj :)



poniedziałek, 15 lipca 2013

July photo mix

Mam wolne popołudnie, w dodatku jest deszczowo, jak nic prosiło się o wizytę na blogu, zrzucenie lipcowych zdjęć i sklecenie posta :) . Nie zaprzeczę, że przesądził jednak kot, który z lubością umościł się na kolanach i mnie unieruchomił skubany !!!

Here we go ....


Kot metrowiec

Gniewkowa poranna, ulubiona pozycja. Rano drapie w moje drzwi, a jak mu otworzę, mości się na mojej poduszce (na samym środku, więc domyślcie się, że zostaje mi marny kawałek) i tak drapany przeze mnie za uchem drzemie sobie jakiś czas. Ja już mogę zapomnieć o spaniu, po pierwsze z uwagi na brak poduszki, po drugie na konieczność nieustannego głaskania.



Masło do ciała z krową

Ciekawe, czy opakowanie okaże się jedyną atrakcją w tym kosmetyku. Zazwyczaj omijam takie produkty szerokim łukiem, bo okazują się bublem w ładnym "papierku", ale w tym wypadku narzekać nie będę, bom dostała w prezencie :)))



Nowa gazetka + szorty DIY

Jakoś na razie nie skusiłam się na nic z Rossmanna (a już prawie miałam w koszyku żel pod prysznic z Dove), ale kupowałam karmę dla kotów i zabrałam nowy Skarb, żeby zobaczyć co nowego .... - już upatrzyłam co nieco !!! Postanowiłam też opitolić nienoszone dżiny i przerobić je na szorty. Jeszcze nie ukończyłam dzieła, bo nie miałam czasu, ale jak wyjdą zadowalająco, to ujawnię na pewno efekty : P.



Prawie całe lipcowe zakupy kosmetyczne

Lipiec się jeszcze nie skończył, ale stwierdziłam że szczególnie nic mi teraz nie potrzeba. W Biedronce kupiłam za 4 zł jedną z moich ulubionych pomadek ochronnych Nivea Soft Rose (odpocznę od sztyftów z Bell). W Hebe natomiast jak wspominałam z okazji promocji - 40% kupiłam pomadkę Colour Whisper z Maybelline nr 150 - Faint for Fuchsia (ok. 17 zł po zniżce). To mój pierwszy taki żywy róż, z którym czuję się dobrze. Zobaczyłam też kolorowe nowości o różnych zapachach (gruszka, figa itp), w tym torebkową wersję (50 ml) mgiełki do ciała o zapachu guavy - 6,90 zł. Myślę, że jeszcze kupię coś z tej linii, bo są w ofercie balsamy do ciała, żele pod prysznic, kremy do rąk oraz masełka do ust, mają fajne, letnie zapachy.




Nieliczne łupy z tegorocznych przecen

 W tym roku skromnie, bo kupiłam jedynie szarą, dopasowaną sukienkę basic z H&M za 30 zł oraz te buty w Stradivariusie za 100 bez grosza, nad którymi w zasadzie się zastanawiam .... , może je jeszcze oddam. W zasadzie bardzo mi się podobają, są skórzane, wygodne i warte wydania 100 zł, jednak z uwagi na kolor zupełnie niepraktyczne (czarnych już nie było :( ) - do wyjścia w deszcz wykluczone, z drugiej strony ekstra wyglądają do szortów i letnich sukienek. Sama nie wiem (?!!), jednak kupiłam, bo były już tylko jedne w rozmiarze 38. Co myślicie oddać, czy zostawić ???


 

czwartek, 11 lipca 2013

Warzywne wariacje z Pesso - cukinia faszerowana

Zacznę od ogłoszeń parafialnych - zainteresowane informuję, że od dzisiaj w Hebe zaczyna się znana promocja minus 40% na wybrane marki makijażowe :). Dziś Misslyn oraz Revlon - niestety dopiero odebrałam swój środek lokomocji i już nie pojadę, ale na pocieszenie kupiłam na allegro upragniony balsam z Revlona Just Bitten Kissable, który kosztował mnie znacznie mniej niż na promocji w Hebe. Jutro będę poszukiwała drugiej ciekawostki do ust, którą chcę mieć, czyli szminkę Color Whisper z Maybelline.

Jak będę miała już moje kosmetyczne zakupy, to na pewno podzielę się opinią o nich, choć tych nie brakuje w sieci i znalazły się w zasięgu mojego chciejstwa właśnie po wielu pozytywnych recenzjach na blogach urodowych :)

Dziś jednak nie o kosmetykach, a jeśli nie o nich ..... to będzie o JEDZENIU : P

Jestem w 7 niebie,  sezon warzywny się mocno kręci, mam pod dostatkiem swojskiej cukinii, fasolki szparagowej, ziół, a już niebawem dojdą pomidory i mini pomidorki z działkowych zasobów oraz maliny. Nie sposób tego wykorzystać i objadam się tym wszystkim po kokardy ..... jest więc cukinia na "100 sposobów" - z grilla z oliwą, czosnkiem i ziołami , w sosie śmietanowym z makaronem, w kotletach wegańskich, w sosie pomidorowym ehhh wcale mi się nie nudzi. To samo z fasolką szparagową - zielona, żółta z bułką tartą i masłem - najlepsza !!!

Szukam sposobów, aby wykorzystać te warzywne skarby, no i staram się żeby nie było monotematycznie. Powiem Wam, że wcale nie jest to trudne, a nie jestem master szefem i lubię proste dania. Robiąc zakupy w pobliskim sklepie napatoczył mi się fajny wynalazek - kaszka makaronowa Pesso z firmy Wodzisław. Chwilę sobie stała w szafce, aż w końcu znalazła właściwe zastosowanie, a ja przepadłam.


Oto Pesso - moje akurat w wersji pszenno - gryczanej. Dostępne są również pszenne, pszenno - owsiane, pszenno - kukurydziane. Spytacie co to jest u licha??? W mojej opinii to coś pomiędzy znanym Wam pewnie kuskusem (z uwagi na sposób przygotowania - wystarczy zalać na kilka minut wrzącą wodą lub gorącym bulionem), a kaszą gryczaną (delikatny smak kaszy gryczanej, jednak nie tak intensywny oraz lekko brunatna barwa). W wersji surowej ma postać szarego granulatu, który w kontakcie z wodą pęcznieje, powiększając masę. Bardzo smaczne i szybkie w przygotowaniu. 

Moja metoda na Pesso

1. Jako potrawka warzywna z patelni 


Na oliwie podsmażam pokrojoną w kostkę cukinię, cebulkę, pomidora, duży ząbek czosnku oraz świeże zioła - bazylia, oregano, cząber. W wersji mięsnej polecam z piersią kurczaka (ja akurat tylko to jadam obecnie z mięs). Do smaku przyprawiam oczywiście solą, pieprzem, ostrą papryką, dodaję też kilka kropli sosu sojowego. Jak warzywa zmiękną (mięso się usmaży) i pomidory puszczą sok, wrzucam na patelnię przygotowane zgodnie z przepisem na opakowaniu Pesso. Do takiej porcji jak widzicie na zdjęciu (spory, głęboki talerz - ja spokojnie zjadam sama :PPP) wystarczy około 1/2 szklanki kaszki (1 pomidor, mniej jak 1/2 małej cukinii, ząbek czosnku, ewentualnie mała pierś z kurczaka lub jej część).

2. Zapiekane cukinie

2 średnie cukinie należy przekroić na pół i wyciąć nieco miąższu. 

O tak


Tak przygotowane łódki napełnić farszem z Pesso, którego metodę przygotowania opisałam powyżej (zamiast skrojonej cukinii, można wykorzystać część wyciętego miąższu jeśli nie ma dużych pestek). Na wierzch położyłam szczebelki sera feta, można zastąpić plastrami mozarelli lub zwykłego sera żółtego.


Ja cukinię podlałam delikatnie bulionem (można dno naczynia żaroodpornego wysmarować oliwą), zakryłam folią aluminiową i włożyłam do piecyka (180 -200 stopni). Trzeba sprawdzać miękkość cukinii - ma być miękka, ale uważajcie aby się nie rozpadła. 

 Oczywiście na koniec dołożyłam obok sporą dawkę fasolki szparagowej :)


Bardzo polecam !!!

piątek, 5 lipca 2013

Jeśli jesteście o krok od ożenku .... nie czytajcie, albo mocno się zastanówcie !!!!

Stęskniłam się za pisaniem moich głupot tutaj !!! Ostatnio niestety nie byłam zaszczycona nadmiarem wolnego czasu, a zapowiada się na to, że będzie go jeszcze mniej. W dodatku moje ruchy spowalniał brak samochodu, który musiałam odstawić do serwisu i po jednym dniu już za nim tęsknię. Dobrze, że pogoda dopisuje i cieszę się z upałów, po obowiązkach można się jeszcze zrelaksić w różnoraki sposób (udało mi się zrobić spontaniczną popijawkę urodzinową w środku tygodnia :P).

Ale ad rem ...

Tym razem pokuszę się o recenzję książki "Portret Damy" Henry Jamesa wraz z adaptacją filmową tej powieści (film z 1996 r.) w reżyserii Jane Campion. Przyznam się, że łącznie oba "Portrety" dały mi nieźle do myślenia, stąd też mój tytuł - ostrzeżenie w poście, ale o tym zaraz.


Jak na treściwą recenzję rodem z okładki przystało książka jest o losach młodej amerykanki Isabel Archer, która po śmierci rodziców odwiedza w Wielkiej Brytanii ciotkę i jej rodzinę. Panna spotyka się tam z nieziemskim powodzeniem u płci przeciwnej, trafiają się jej niekulawe kąski i może przebierać jak w ulęgałkach. Jednak Iza mocno wsparta finansowo chce korzystać z życia, poznawać świat i nie spieszy jej się do garba w postaci męża. W słonecznej Italii za sprawą przyjaciółki poznaje takiego jednego rodzynka, który w końcu ją omota (sama dziwię się dlaczego, może z gorąca, albo znudzenia tymi wszystkimi podróżami ????!!!!) - jakby coś to nie ja zdradzam fabułę, bo więcej i to z imionami można wyczytać na obwolucie książki i filmwebie :))). No i dzieje się .... jest intryga i niestety kiepski wybór, owocujący niezłym zamętem, ale o tym sobie poczytacie lub pooglądacie jeśli będziecie zainteresowani.

Autor rewelacyjnie moim zdaniem wyjaśnia i trafia w sedno uczuć, wyborów i zachowań bohaterów, pozostawiając jednocześnie spore pole do własnej interpretacji. Najpierw krew mnie zalewała i pukałam się w czoło nad wyborem tej dzierlatki, potem uprzytomniłam sobie fakt, że człowiek nieraz tak nieracjonalnie (jak nie gorzej) działał. Potem mnie przeraziło, że tak łatwo można sobie chomąto nałożyć, dużo gorzej się go jednak pozbyć, a przy okazji jak  to być ślepym na coś prawdziwego i pięknego tuż obok. No samo życie.



Film Jane Campion jest dość wiernym (sporo dialogów, jest przeniesionych wprost z książki), choć nieco streszczonym odbiciem książki (nie da się tego uniknąć, bo książka jest raczej długa), jednak jakimś sposobem świetnie czuć klimat całości. Trochę elementów i zdarzeń jest w filmie mocniej podkręconych, co dodaje smaczku i wzbudza więcej emocji, bo w końcu w książce sporo rzeczy dzieje się w głowach i myślach bohaterów, czego nie dało się przenieść na ekran w 100%. Dobra obsada: Isabel Archer gra Nicole Kidman, Goodwooda Viggo Mortensen, Osmonda - John Malkovich (w książce Osmond był mega przystojny, może dobrze że i do filmu trafił Malkovich, bo jeszcze bardziej gra na emocjach i wzbudza niechęć, nie jak jak jakiś przystojny czaruś ....), szkoda tylko że lorda Warburtona (też przystojniaka zgodnie z książką) obsadzono tak bezbarwnie ...... . Zobaczymy w filmie sporo ładnych, estetycznych i kobiecych ujęć, do tego na ucho dostaniemy muzykę Kaczmarka. 

Jeśli nie macie ochoty na książkę, to film warto zobaczyć.