czwartek, 27 lutego 2014

February food diary

Nie da się ukryć, ten dzień czyli Tłusty Czwartek lub jak kto woli Dzień Pączka, czy też Dzień Rozpusty jest stworzony na publikację dziennika jedzeniowego. W tym miesiącu bez większych eksperymentów, za to jak zauważyłam za dużo, za słodko i niezdrowo .... hmmm, za to przyjemnie :)


Przyuważyłam w Biedronce gotowe ciasto na focaccię. Kupiłam, pokroiłam na wierzch trochę suszonych pomidorów i czarnych oliwek, posoliłam solą morską i uważam że ciasto było średnie. Polecam spróbować piec bez pergaminu pod spodem.


Jedna ze zdrowszych opcji tego miesiąca - awokado. Przepadam za nim!


 Makarony: 1. Świderki z piersią z kurczaka i zieloną papryką plus sos ze śmietany kremówki,
2. Penne z pieczarkami, pomidorami pelati plus oczywiście śmietana kremówka.



Zapiekanki na kolacje, a jak !!!


Galaretka zwana meduzą :)


No i na dłuugi koniec słodkości.

Domowe ciasto


Przekąska do kawy, same ptyśki nie wystarczyły, trzeba było je wzbogacić o słodki krem fistaszkowo - czekoladowy.


Kolejna słodka zachcianka ...


 No i jak mogłoby zabraknąć bohaterów dnia dzisiejszego - pączki! Spokojnie, to porcja dla 4 osób :) Ja po dwóch do porannej kawy miałam dość, aczkolwiek nie wykluczam dokładki. Ba !!! Jest ona nawet wskazana :P



Ile planujecie dziś pochłonąć słodkości????

sobota, 15 lutego 2014

Ulubieńcy lutego

Może i dopiero (lub aż) połowa lutego, ale ja już mam swoich ulubieńców tego miesiąca. Na co więc czekać ??? Zamiast kumulować wszystko końcem miesiąca, przedstawiam wszem i wobec moje czasoumilacze.

Zacznę od kosmetyków. Nie robiłam ostatnio wielkich zakupów, raczej uzupełniałam to co niezbędne, ale ....

Po ukończeniu n-tego opakowania żelu do mycia twarzy z Biedronki, z miłą chęcią wróciłam do mojego rumiankowego pewniaka z Yves Rocher. Pisałam już o nim kiedyś, jest ekonomiczny, nie wysusza mi skóry (choć nie jest jakiś super delikatny) i bardzo lubię jego zapach. Gratis dostałam dwufazowy płyn do demakijażu oczu z wyciągiem z bławatka. Choć nie przepadam za takimi produktami, ten mi się spodobał, bo mimo tłustej konsystencji, typowej dla takich kosmetyków, nie zostawia na oczach mgły :) Oczywiście ładnie zdejmuje tusz i makijaż.


O moim promocyjnym zakupie toniku lipowego z Matis w Hebe też już wspominałam. Nabyłam go za śmieszne 19 zł (z ponad 100 zł). Cóż tak jak spodziewałam się cudów nie czyni i normalnie nie dałabym za niego takich pieniędzy, ale jednak wpisuję go do ulubieńców. Ma delikatny kwiatowy zapach, nie ściąga, ale miło wygładza i odświeża cerę rankiem. Na wielki plus wpisuję wygodne w użyciu opakowanie z atomizerem, które bardzo ułatwia aplikację. Po pierwsze nic się nie wychlapuje (zawsze mam z tym problem), co pozwala zaoszczędzić znacznie zużycie toniku, po drugie metodą spryskania wacika również pozwala stosować odpowiednią porcję. Myślę, że opakowanie zachowam i będę przelewać do niego później inne toniki.

Kolejnym kosmetycznym ulubieńcem jest peeling drobnoziarnisty z Lirene. Mój enzymatyk z Ziaji już chwilę temu się skończył, byłam z niego zadowolona i pewnie do niego wrócę nie raz, ale tym razem promocja w Rossmannie mnie skusiła (ok. 9 zł), a także dobre recenzje i zdecydowałam się na tego błękitnego malucha. Drobinki ma bardzo drobne, ale trą jak wściekłe i trzeba uważać żeby nie zostawić na policzkach czerwonych placków. Za to cera po użyciu jak pupa niemowlaka. Fajnie współpracuje z serum Dermedic i maską Iwostin. 


Ostatnim kosmetycznym umilaczem jest masło cukrowe z Kings & Queens. Pisałam o nim tu. Ma ciekawy skład i przepiękny słodki zapach waty cukrowej. Uwielbiam !!! Jak najdzie mnie nastrój to smaruję się nim na noc, co gwarantuje sen w cukrowych obłokach, bo zapach jest bardzo trwały i przechodzi nim pościel i pidżama. Właśnie ta intensywność zapachu sprawia, że jak dla mnie trzeba go dozować i stosować z umiarem. Używam wyłącznie jak mam ochotę.



Faworyci miesiąca z branż przeróżnych

Mój nowy piękny kalendarz ścienny z Audrey Hepburn. Kupiłam na promocji w Empiku. Cieszy me oko ogromnie i sporym formatem. Miła odmiana od moich kocich kalendarzy.



Bransoletka Missiu

Niby takie nic, a bardzo ją polubiłam. Kupiłam przypadkiem za 15 zł w Rossmannie i teraz już wiem że jeszcze uzupełnię zbiory o kolejne modele w innych wzorach i kolorach.



Słodka Milka (no w tym miejscu dłuższy komentarz zbędny)


Lektura - tym razem dotarła do mnie II część książki Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk "Rose de Vallenord". Jeśli nie czytałyście trylogii "Zajezierscy", "Hryciowie", "Cieślakowie", których jakby kontynuacją jest właśnie ta dwutomowa powieść to bardzo polecam. Taka saga rodzinna, którą czyta się w mgnieniu oka.


To by było na tyle ...., mam nadzieję że i Wy macie sporo ciekawostek lutowych. Może to i błahe, ale ja tam lubię się cieszyć takimi bzdurami. Może i jestem trochę materialistką (i wcale się tego nie wstydzę :P).

Całuję mocno i życzę przyjemnego weekendu. Ja z niecierpliwością czekam na olimpijskie skoki wieczorem!

niedziela, 9 lutego 2014

Świeżutka noworoczna filmówka

W końcu chwila wolnego czasu i mogę zrobić pierwszego zdaje się w 2014 roku posta z przeglądem filmowym. Jak nigdy, tuż przed Oscarami odrobiłam całkiem nieźle zadanie domowe i obejrzałam (jak do tej pory) dużą część filmów z głównych kategorii (niestety kilka tytułów mi jeszcze brakuje - np. Grawitacji, czy Tajemnicy Filomeny, ale uważam że nie jest najgorzej :).

Zacznę jednak od filmu, który nie znajduje się wśród oscarowych wybrańców, ale wpisuje się w świetnie w moje zainteresowanie biografiami, chodzi mi o film "Lovelace" (polski tytuł "Królowa XXL"). Jest to historia Lindy Boreman (pseudonim Lovelace) - w tej roli Amanda Seyfried, która zasłynęła z udziału w pierwszym "kinowym" filmie pornograficznym pod tytułem "Głębokie Gardło". Nie oczekujcie jednak mocno erotycznej opowieści, z ostrymi, rozbieranymi kawałkami, a raczej ciekawej i smutnej historii kobiety wykorzystanej przez własnego męża. 



Kolejny udany tytuł to "Her" ("Ona"). Niby banalna historia o miłości, ale podana w zupełnie niekonwencjonalny sposób. Wydawałoby się być najnaturalniejszym na świecie, że człowiek z krwi i kości (Jaquin Phoenix) może zakochać się w ..... nowatorskim systemie operacyjnym (w sumie nic dziwnego, głos systemu podkłada Scarlett Johansson) :P. W tym wszystkim Jaquin (którego w związku z niekonwencjonalną urodą można kochać lub nienawidzieć) z tym wąsem jest taki słodki !!!! Bardzo udane futurystyczne love story. 



"Dallas Buyers Club" ("Witaj w klubie"). Historia elektryka Rona Woodroofa (Matthew McConaughey - zawsze mam problem z tym nazwiskiem a Wy????), który dowiaduje się, iż jest zakażony wirusem HIV i to w czasach, gdy leczenie choroby jest jeszcze w powijakach. Wszelkimi sposobami szuka skutecznego leku, które szmugluje z Meksyku i Japonii. Z homofoba Ron staje się całkiem zaciekłym aktywistą w sprawach chorych, a także przyjacielem transseksualisty Rayona (Jared Leto). Nie da się nie zauważyć, że aktorzy włożyli w te role ogromny wysiłek i poświęcenie Matthew schudł na opłatek, Jared Leto też, w dodatku jako trans jest genialny i w pełnym make upie i porwanych rajtkach, wstępnie go nie rozpoznałam (chętnie dałabym mu Oscara za rolę MĘSKĄ drugoplanową, do której zresztą jest nominowany). 



Spokojnie to jeszcze nie koniec, bo nie może zabraknąć kolejnego hitu jak "American Hustle". Podkoloryzowana po hollywoodzku prawdziwa historia o tym, jak parający się szemranymi interesami Irving Rosenfeld (Christian Bale) wraz z swoją kochanką (Amy Adams) zmuszeni są do współpracy z agentem federalnym (Bradley Cooper) celem przyłapania polityków, czy gangsterów na braniu łapówek.
Kuriozalne jak oszusta finansowego Irvinga Rosenfelda można odbierać jak równego faceta!!! No i jak się okazuje można, utuczony jak prosiak Bale jest uroczy, choć wolę go w normalnej kategorii wagowej. Wszystko podane w szalonych barwach, strojach i rytmach disco z lat 70 - tych. Ciekawie podkręcone postaci: nawiedzona żona Rosenfelda (Jennifer Lawrence), narwany Richi DiMaso (Bradley Cooper - jeśli chcecie zobaczyć go w drobnych papilotach na głowie, to tym bardziej polecam!), seksowna Sydney Prosser w sukienkach z dekoltami po pas (Amy Adams). 

Nie może zabraknąć "Wilka z Wall Street". Leonardo DiCaprio, choć z podfarbowanym włosem znów wzbił się na wyżyny swych umiejętności (nie chodzi mi o Tytanika bynajmniej, ale o wczesne role takie jak: "Co gryzie Gilberta Grap'a, czy "Chłopięcy świat"). Niezwykle dynamiczna akcja, za którą ledwie możemy nadążyć. Mi leciały w pewnym momencie łzy ze śmiechu. Gdyby nie ta lawina wulgaryzmów i golizny, to już nie byłoby to. W sumie to nawet chciałabym przez moment znaleźć się na jednej z tych imprez, gdzie alkohol lał się strumieniem, a karłami rzucało się do celu.


Perełka z zupełnie innej bajki na koniec! "August Osage County" czyli "Sierpień w Hrabstwie Osage". Film, w którym cała historia rozbija się na przeróżnie zarysowanych osobowościach, tych mocnych i słabszych. Jak się okazje relacje rodzinne są zdecydowanie najbardziej skomplikowanymi, miesza się miłość, ból, litość, wola wybaczania, z drugiej strony z wielkim żalem. Zobaczymy mocne starcie godnych przeciwniczek matki (Meryl Streep) z córką (Julia Roberts). Uważam, że mimo niezaprzeczalnego talentu Meryl Streep, to Julii Roberts należy się Oscar za postać kobiecą i to pierwszoplanową. Cóż mam cichą nadzieję, że dostanie go za rolę drugoplanową, bo w tej jest nominowana. Z widocznymi zmarszczkami, już nie jest tą samą Julią, którą pamiętamy z "Pretty Woman", nadal jednak zachwyca, ale w tym filmie zupełnie inaczej.



Czuję się tym razem bardzo zaspokojona filmowo. Jak na razie dostałam w pakiecie moich ulubionych aktorów męskich: Cooper, Bale. Oglądałam jeszcze "Kamerdynera", ale nie wywarł na mnie aż takiego wrażenia, jak reszta filmów. Za to bardzo chcę obejrzeć  "Grawitację" oraz "Zniewolonego" (Fassbender - mój kolejny ulubiony aktor). Jutro wybieram się na rodzimą produkcję "Jack Strong" z Dorocińskim. Zapowiada się zatem równie ciekawy czas filmowy .... .

Czy oglądaliście coś z powyższych filmów, co o nich sądzicie?


Zdjęcia - źródło Filmweb