Zabierałam się za napisanie tego posta już dobry tydzień! Nawet jak był wolny czas, to po prostu miałam tak zwanego "niechcica" :). Kiepska pogoda w maju, a częściowo i w czerwcu sprawiła, że wolnymi wieczorami chętniej oglądałam filmy, tym bardziej że nie miałam nic ciekawego do czytania. Mimo, że sporo było tego oglądania, to większość filmów okazała się bardzo przeciętna. Miałam chrapkę na kilka nowości, w tym "Grace Księżną Monaco", ale po przeczytaniu lawiny kiepskich recenzji, stwierdziłam że zadowolę się wersją domową. Nie zdążyłam również do kina na "Yves Saint Laurenta" i tu żałuję, ale cóż życie ..... w moim mieście dobre filmy grają krótko i nie we wszystkich kinach, na rzecz dajmy na to "Dżej Dżeja".
Tak na przykład cudem udało mi się załapać na bardzo wyczekiwany przeze mnie "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona. Była jedna jedyna projekcja i to na sali kameralnej, jednak udało się zdobyć dwa bilety. Bardzo się z tego cieszę, bo film jest genialny i godny polecenia. Rozkochał mnie charakterystycznym stylem samego reżysera, doborem świetnych aktorów (nawet epizodyczne postaci obsadzone zostały gwiazdorsko), nie mówiąc o Ralphie Fiennesie, Tildzie Swinton., po niezwykłą retro scenografię, która mnie osobiście wbiła w fotel. Sama historia umiejscowiona jest w fikcyjnym miasteczku Żubrówka, a dokładnie w bajkowym, ogromnym hotelu, w którym pracuje dwóch głównych bohaterów: Gustave H. i Zero Moustafa. Pewnego dnia Gustave otrzymuje spadek, co staje się zarzewiem konfliktu z pozostałymi spadkobiercami, a tym samym nakręca całą akcję! Musicie to zobaczyć, tym bardziej, że w filmie nie brakuje specyficznego poczucia humoru, charakterystycznego dla Wesa Andersona. Ja uśmiałam się do łez!
poster - www.filmweb.pl
Jeśli spodoba Wam się styl Wesa Andersona to koniecznie zobaczcie jeszcze "Kochanków z Księżyca" oraz "Pociąg do Darjeeling".
Powyższa pozycja, to pierwsza i ostatnia nowość :). Reszta filmów nie należy do świeżynek, ale nie jest to minusem, bo jeśli poniższych filmów nie widzieliście to nic straconego, może się skusicie i obejrzycie na kanapie w domu w jakiś deszczowy dzień, albo chroniąc się przed upałem :).
Polecam bardzo "Smak Curry" film który pokazuje jak w Indiach działa system przekazywania tzw. Lunchboxów (pojemników z posiłkami ) do pracy. Możemy śledzić jak z troską przygotowywane jest jedzenie, które trafia do metalowej menażki, następnie przez kuriera odbierane jest z domu, ładowane do pociągu, aż w końcu dociera na miejsce do odbiorcy. Sama droga lunchboxa jest tłem do innej, ciekawszej historii, której tematem są ludzkie uczucia i wybory. Piękna historia, na pozór bez fajerwerków, jednak podana w zupełnie niebanalny sposób.
poster - www.filmweb.pl
Jako ostatni film polecam, coś zupełnie nie w moim stylu, bo "Królewnę Śnieżkę i Łowcę". Z tego typu filmów fantasy wierna jestem tylko "Władcy Pierścieni" i "Hobbitowi". Do wyboru zachęcił mnie jednak teledysk Florence and the Machine "Breath of life" pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do tegoż filmu (świetna piosenka). Przyznaję, że relaksacyjnie mi się Śnieżkę oglądało, fajne efekty, karły, pierdzące purchawki w mrocznym lesie, grzyby z oczami, perfidna królowa i przystojny Łowca (Chris Hemsworth) :). Trzeba przyznać, że Charlize Theron jako ciemna strona mocy, przysłoniła nieco Śnieżkę (Kristen Stewart), a scena w której kąpie się w mleku jest genialna, ale w sumie korzystnie wpływa to na całość. Jeśli macie ochotę na odrobinę fantastyki, to spokojnie wybierzcie Śnieżkę i Łowcę, ja z chęcią zobaczę drugą część :)
poster - www.filmweb.pl
Widzieliście któryś z powyższych filmów, co o nich sądzicie? A może macie jakieś ciekawe propozycje dla mnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz