Miałam taką myśl, aby co jakiś czas (może raz w miesiącu) wrzucać na bloga posta, z krótkimi recenzjami ostatnio oglądniętych filmów. Chyba jednak nie jestem w moim pomyśle konsekwentna .... .
Taka jest prawda, że ostatnio mój gust, a raczej dobór filmowy mocno kuleje (zaraz zresztą zobaczycie, może nawet ręce Wam opadną :)! Przyznaję się, że wybieram raczej filmy z tych mało ambitnych. A wszystko zwalę na to, że sporo mam na głowie niezrealizowanych planów (obecnie w fazie prób realizacji), które przyprawiły mnie o pierwsze siwe włosy i w wolnej chwili wolę oglądnąć coś różowego, co w dodatku nie dostarcza mi większych emocji i przemyśleń. W rezultacie "Róża" Smarzowskiego nadal nie może doczekać się na projekcję, a moje skołatany emocjami umysł nie jest w stanie jej przyjąć do siebie.
Jednak okazało się nieraz, że wybrałam nie taki znów filmowy chłam :)
Jedziemy zatem z koksonem....
Otóż końcem stycznia i początkiem lutego, jak ostatnimi czasy nigdy, podreptałam do kina na dwa filmy (szaleństwo!!!!) - (preferuję seanse domowe ze swojską atmosferą i z furą dobrego jedzenia, którym niekoniecznie jest popcorn). Oczywiście w repertuarze znalazł się obowiązkowo "Hobbit" i "Nędznicy". Dwa pewniaki, które z chęcią obejrzałam i z niemałymi emocjami. Na "Hobbicie" jednak przydługi wydawał mi się "początek", który zajął chyba z połowę filmu, i jeszcze ta zbędna biesiadno - liryczna piosenka (przez chwilę myślałam, że reżyser zmienił formę i będzie to musical). No i "Nędznicy" ehhh , jak Anne Hathaway śpiewała przewodnią piosenkę Fantine, to uwierzyłam, że nie tylko ja mam przechlapane. Amanda Seyfried idealnie pasowała do słodkiej Cosette i również słodko śpiewała niczym słowiczek (na marginesie z niecierpliwością czekam na biograficzny film "Lovelace" gdzie Amanda zagra Lindę Lovelace - gwiazdę porno z produkcji "Głębokie gardła" (osobiście nie oglądałam .... ), niezły przeskok co????. "Lovelace" już
zbiera dobre recenzje, wbrew tematyce wątków łóżkowych nie ma w
nim wiele). Wracając jeszcze na moment do "Nędzników",
to byłam i jestem nadal pod wrażeniem tej produkcji, zwłaszcza gry
aktorów i udzielających się emocji, super zbliżenia (jestem w
stanie sobie wyobrazić jak trudno jest śpiewać mając przed sobą
kamerę i to z takim oddaniem uczuć: Fantine i Marius). Świetne
kostiumy i ten naturalistyczny makijaż lub jego brak .... sama nie
wiem! Po seansie wyszłam z sali z poczuciem, że wcale nie byłam na
filmie, ale na jakimś innym przedstawieniu.
Mam ochotę zobaczyć jeszcze w kinie "Drogówkę",
ale nie wiem czy jeszcze w sąsiedzkim kinie grają :(
Teraz po mojej przydługiej tyradzie filmów kinowych
pozwolę sobie jeszcze na szybki wgląd w resztę oglądniętych w
międzyczasie filmów.
„Zakochani w Rzymie” W. Allena. Nie jestem
jakąś wielką wielbicielką Allena, ale mam wśród jego filmów
swoje ulubione. Przepadam za niuansikami w co poniektórych, choć
na przykład „O północy w Paryżu” absolutnie nie trafiło w mój
gust. Bałam się, że i film rzymski będzie tak samo do
kitu, ale nie …. otóż był to ten allenowski typ jaki lubię,
on sam w roli oczywiście roztrzepanego i komicznego
ekscentryka. Reszta bohaterów ze szczyptą absurdu … jak
np. człowiek śpiewający pod prysznicem w operze,
grany przez R. Benigniego „zwykły” człowiek :), czy Penelope Cruz jako prostytutka.
„W świecie kobiet” nie taka znów
nowinka, ale to właśnie film z typu tych, które mnie całkiem
miło zaskoczyły. Myślałam, że będzie to jakiś zwykłe
lovestory, a tu trafiłam na częściowo humorystyczną,
częściowo nostalgiczną, a nawet nieco smutną opowieść o
1 facecie (całkiem przystojny Adam Brody) i 3 kobietach, z
których jedna jest jego od dziecka niewidzianą, schorowaną babką, a
pozostałe dwie sąsiadkami (tu między innymi Meg Ryan i
Kristen Stewart). Powiadam Wam całkiem ciekawy i nietypowy
układ.
„Romantycy” Trafiłam na ten film w ślad
za Adamem Brodym, który mi się spodobał :). Szczerze nie polecam. Może ten film jest o czymś, dla mnie był o niczym. Nawet
nie wiem co miałabym napisać, aby wszystkiego nie
opowiedzieć,dlatego posłużę się krótkim i treściwym
opisem z filmwebu - "grupka osób, których przyjaźń miała swe początki na studiach, spotyka
się ponownie po sześciu latach. Okazją jest ślub dwójki z nich - Toma i
Lily. Wśród zaproszonych gości jest również druhna Laura, którą w
przeszłości łączyło z Tomem coś więcej niż tylko przyjaźń..." . Więcej się nie da, bo opowiedziany
byłby cały film, a nuż ktoś się skusi i potem będzie
mnie przeklinał, że wszystko wypaplałam. Dodam tylko, że Katie Holmes wygląda w tym filmie strasznie (to pewnie przez to małżeństwo z Cruisem).
Na koniec takie typowe miłosne kaszanki (oczywiście nie traktujcie tego, jakobym się wyśmiewała z takich filmów o niee ...., ja po prostu jestem, jakby to ująć poprawnie i papiesko - mało romantyczna)
1.
„Pod słońcem Toskanii” z Diane Lane - już raczej klasyka tego gatunku, mnie ten film nie uwiódł, choć chata w Toskanii fajna. Jeszcze ta polska ekipa budowlana ..... .Kto widział ten wie, kto nie widział niech obejrzy.......
2.
"Szczęściarz" z Zackiem Efronem. Piękny i łzawy obrazek oparty na podstawie powieści N. Sparksa (no jakże by inaczej!!!). Kto choć jeden film oparty na jego powieści widział (np. List w butelce, Notebook), ten wie czego się spodziewać...., wszystko jak z szablonu - dwoje ludzi po tzw. "przejściach" spotyka się = wielka miłość, raz coś wychodzi z tego, raz nie, jest też zawsze jakiś czarny charakter (zazwyczaj była dziewczyna, chłopak, mąż lub choroba). EHHH ale Efron trochę zmężniał i ładnie się tam prezentuje z dużym owczarkiem niemieckim :). Dobre na kino familijne z babcią.
Widzieliście może coś z mojego zestawienia, może macie coś co śmiało polecicie - pamiętajcie (moje typy świadczą o moich obecnych upodobaniach hahah - możecie kręcić głową z politowaniem :))))!!!!
*zdjęcia - źródło Filmweb
Mam to samo ostatnio ;) Co do Róży to dla mnie ten film jest zbyt mocny... i właśnie po obejrzeniu tego filmu powiedziałam, że robię sobie odpoczynek od tego typu filmów. Myślę, że zasugeruje się Twoimi opiniami ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie odkąd koleżanka doradziła mi żeby nie oglądać tego filmu samej, to się powstrzymuję .... :)
UsuńCo do moich opinii to oczywiście są w pełni subiektywne (jak inaczej mogłoby być :) niewykluczone, że uznasz inaczej, tak to już jest. Ja osobiście lubię czytać recenzje innych, zwłaszcza o filmach mniej znanych, mam nowe pomysły na wieczory kinowe :)
z tych filmów widziałam "szczęściarza: i bardzo mi się podobał! muszę się skusić na inne także! :)
OdpowiedzUsuń