piątek, 5 lipca 2013

Jeśli jesteście o krok od ożenku .... nie czytajcie, albo mocno się zastanówcie !!!!

Stęskniłam się za pisaniem moich głupot tutaj !!! Ostatnio niestety nie byłam zaszczycona nadmiarem wolnego czasu, a zapowiada się na to, że będzie go jeszcze mniej. W dodatku moje ruchy spowalniał brak samochodu, który musiałam odstawić do serwisu i po jednym dniu już za nim tęsknię. Dobrze, że pogoda dopisuje i cieszę się z upałów, po obowiązkach można się jeszcze zrelaksić w różnoraki sposób (udało mi się zrobić spontaniczną popijawkę urodzinową w środku tygodnia :P).

Ale ad rem ...

Tym razem pokuszę się o recenzję książki "Portret Damy" Henry Jamesa wraz z adaptacją filmową tej powieści (film z 1996 r.) w reżyserii Jane Campion. Przyznam się, że łącznie oba "Portrety" dały mi nieźle do myślenia, stąd też mój tytuł - ostrzeżenie w poście, ale o tym zaraz.


Jak na treściwą recenzję rodem z okładki przystało książka jest o losach młodej amerykanki Isabel Archer, która po śmierci rodziców odwiedza w Wielkiej Brytanii ciotkę i jej rodzinę. Panna spotyka się tam z nieziemskim powodzeniem u płci przeciwnej, trafiają się jej niekulawe kąski i może przebierać jak w ulęgałkach. Jednak Iza mocno wsparta finansowo chce korzystać z życia, poznawać świat i nie spieszy jej się do garba w postaci męża. W słonecznej Italii za sprawą przyjaciółki poznaje takiego jednego rodzynka, który w końcu ją omota (sama dziwię się dlaczego, może z gorąca, albo znudzenia tymi wszystkimi podróżami ????!!!!) - jakby coś to nie ja zdradzam fabułę, bo więcej i to z imionami można wyczytać na obwolucie książki i filmwebie :))). No i dzieje się .... jest intryga i niestety kiepski wybór, owocujący niezłym zamętem, ale o tym sobie poczytacie lub pooglądacie jeśli będziecie zainteresowani.

Autor rewelacyjnie moim zdaniem wyjaśnia i trafia w sedno uczuć, wyborów i zachowań bohaterów, pozostawiając jednocześnie spore pole do własnej interpretacji. Najpierw krew mnie zalewała i pukałam się w czoło nad wyborem tej dzierlatki, potem uprzytomniłam sobie fakt, że człowiek nieraz tak nieracjonalnie (jak nie gorzej) działał. Potem mnie przeraziło, że tak łatwo można sobie chomąto nałożyć, dużo gorzej się go jednak pozbyć, a przy okazji jak  to być ślepym na coś prawdziwego i pięknego tuż obok. No samo życie.



Film Jane Campion jest dość wiernym (sporo dialogów, jest przeniesionych wprost z książki), choć nieco streszczonym odbiciem książki (nie da się tego uniknąć, bo książka jest raczej długa), jednak jakimś sposobem świetnie czuć klimat całości. Trochę elementów i zdarzeń jest w filmie mocniej podkręconych, co dodaje smaczku i wzbudza więcej emocji, bo w końcu w książce sporo rzeczy dzieje się w głowach i myślach bohaterów, czego nie dało się przenieść na ekran w 100%. Dobra obsada: Isabel Archer gra Nicole Kidman, Goodwooda Viggo Mortensen, Osmonda - John Malkovich (w książce Osmond był mega przystojny, może dobrze że i do filmu trafił Malkovich, bo jeszcze bardziej gra na emocjach i wzbudza niechęć, nie jak jak jakiś przystojny czaruś ....), szkoda tylko że lorda Warburtona (też przystojniaka zgodnie z książką) obsadzono tak bezbarwnie ...... . Zobaczymy w filmie sporo ładnych, estetycznych i kobiecych ujęć, do tego na ucho dostaniemy muzykę Kaczmarka. 

Jeśli nie macie ochoty na książkę, to film warto zobaczyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz