środa, 26 grudnia 2012

Świąteczny Mix


A oto jak mijają Święta .....

Oczywiście nie brakuje smakołyków na stole, a pomiędzy jednym posiłkiem, a następnym, znajdzie się miejsce na relaksującą lekturę, czy film ( tym razem były "Listy do M." :) i buszująco - śpiące koty ..... . No, a u mnie tradycyjnie było także obowiązkowo na spotkanie "opłatkowe" z przyjaciółmi.


 choinka z cynamonowymi ciastkami na tasiemkach



 Mysza złapana na gorącym uczynku - podjadania sernika


 moja świąteczna książka Martyny Wojciechowskiej - tym razem o jej pasji motoryzacyjnej


drugi kot Gniewek wygrzewający się koło kaloryfera ....


 no i na koniec moje czerwono - brokatowe, tym razem krótkie paznokcie
Christmas edition :)

Po zaglądnięciu na co niektóre blogi, widzę że wszędzie króluje przemiły, luźny nastrój, który powinien nam naładować akumulatory na długi czas.


niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczne Życzenia


To moje pierwsze Święta na tym blogu. Po tych kilku miesiącach okazało się, że troszkę osób tu zagląda (tak mówią statystyki, będę się czarowała, że one nie kłamią :))), może i całkiem przypadkiem ..... ale także dla Tych, którzy jakimś sposobem tu trafią, przesyłam serdeczne, bożonarodzeniowe życzenia.

Szczęśliwego czasu z bliskimi, radości z obdarowywania i dostawania



przyjemnych i smacznych chwil przy wigilijnym stole
(w ten czas jedzeniowa rozpusta nieunikniona)



i czego sobie zapragniecie

życzy(ą) kotylubiąrybki :)




piątek, 21 grudnia 2012

Świąteczne Cynamoniaki lub zwykłe kruche ciastka


Wczoraj udało mi się dokończyć dekorację ciastek, oto one





Jeśli ktoś byłby zainteresowany przepisem to wymieniam, co trzeba

Składniki:

1 szklanka mąki
8 paczuszek cukru wanilinowego
1 proszek do pieczenia
masło
2 żółtka
paczka płatków migdałowych

Z podanych składników zagniatamy ciasto, które dzielimy na części i wkładamy na 1,5 godziny do lodówki. Jeśli chcemy, by ciastka miały bardziej świąteczny klimat, to dodajemy łyżeczkę zmielonego cynamonu, lub paczuszkę cukru cynamonowego (ja miałam Delectę), jeśli się nie zdecydujemy na ten dodatek, wyjdą po prostu klasyczne kruche ciastka. Ja osobiście radzę ciasto wałkować nieco grubiej,ciastka lepiej smakują, a jeśli chcecie trochę powiesić na choince, to nie będą się łamać jak opłatki.

Ciastka należy piec około 12 minut w 200 stopniach.

Dekoracja, to już kwestia gustu i zachcianek. Ja miałam gotowy lukier Dr Oetkera - zielony i różowy, roztopioną czekoladę, płatki migdałowe do posypania i kolorową posypkę. Ciasteczka na choinkę zostawiam bez dekoracji, bo wyglądają lepiej naturalnie.



Jeśli macie foremki różnej wielkości, to można zrobić ciastka różnej wielkości, a potem nałożyć mniejsze na większe, "przykleić" jedno do drugiego lukrem lub czekoladą.

Ja zabawiłam się również w budowanie choinek .....



 I wyszły takie słodkie, pastelowe choineczki :)



Będą ładną dekoracją na świąteczny stół.

Dekoracja, to chyba najbardziej pracochłonna część całej imprezy, ale przyznam się że cieszyłam się jak dziecko. 


serce 3D :)


Smacznego!!!!


czwartek, 20 grudnia 2012

Christmas Cookies are ready ...


no może prawie .... :)

Tak jak było w planach, foremki zakupione, ciastka upieczone !!! Baaa nawet testy próbne były i informuję, że wszystko wypadło pomyślnie :)

Jak na razie wszystkie sztuki i małe sztuczki zapakowałam do świątecznej puszki. Mam nadzieję, że wieczorem albo jutro dokończę dzieła i je udekoruję lukrem, posypką i tym co mi jeszcze w ręce wpadnie, a będzie nadawało się do jedzenia :)




Część ( zwłaszcza te dziurkowane w środku) będą się nadawały na choinkę, a część no wiadomo ....... omomom.





Zeszło mi przy tej produkcji sporo czasu, a przecież nie tylko ciastkami człowiek żyje (łatwo się Marii Antoninie mówiło*), inna robota czeka i na chleb trzeba zarobić heheh. Poza tym starsza panią od tego krzątania się koło piekarnika w krzyżu łupie..... . Popracuję trochę, wypiję kawę, oczywista skrobnę krótkiego posta i może uda się powrócić do ciastek.

* w miejscu tym nawiązuję do słynnego, beztroskiego powiedzenia niejakiej  Marii Antoniny (tyle innych ważnych spraw ją pochłaniało, że była troszkę oderwana od rzeczywistości), która na wieść o tym, że ludzie nie mają co jeść, stwierdziła "jak nie mają chleba, to niech jedzą ciastka" :)



Jutro podam przepis dla zainteresowanych i końcowy ciastkowy look.




poniedziałek, 17 grudnia 2012

Będzie jednak ciastkowanie

A tak sobie pomyślałam kurka wodna, że pasowałoby upiec jakieś pierniczki, troszkę dla ozdoby na choinkę, troszkę do konsumpcji rzecz jasna. Wszystko byłoby dobrze, tylko foremki do wykrawania gdzieś się zawieruszyły. Dawno zapomniane, chyba się obraziły i gdzieś sobie poszły ....


Jak się okazało, kupić nowe też nie jest tak łatwo, chyba nie tylko mnie natchnęła chęć ciasteczkowej produkcji. Dziś zapuściłam się na dalsze zakupy, tylko dlatego bo dostałam cynka, że właśnie w tym sklepie znajdę foremki. I oto mam :)))




 Kupiłam dwa wzory: gwiazdki i serca. Będą uniwersalne, nadają się na wypieki świąteczne, ale bez okazji też będą ok. Nie są dokładnie takie, jakie chciałam, bo myślałam raczej o trochę większych, no ale i tak nie jest najgorzej ....


   
Tak sobie myślę, że pierniczki sobie odpuszczę, bo jest trochę późno. Pierniki żeby były dobre, powinny poleżeć przed zjedzeniem, zresztą ja za nimi nie przepadam, za to uwielbiam kruche ciasteczka. Mam nowy przepis i zabawię się tym razem właśnie w klasyczne kruche. 

Kupiłam przy okazji kilka gadżetów do przyozdobienia. Jak widać powyżej, jest kolorowa posypka, cukier cynamonowy, żeby był i zimowy akcent.


No i lukier: zielony i majtkowo różowy




Szkoda, że moje gwiadkowe foremki są takie małe, bo chciałabym zrobić taką choinkę


źródło: weheartit.com


Spróbuję, zobaczymy :)


źródło: weheartit.com


Jak cokolwiek mi wyjdzie z tych wypieków, to postaram się pstryknąć fociszki i pochwalić się. 
Miłego poniedziałku, pamiętajcie już za tydzień Święta !!!!!



 

sobota, 8 grudnia 2012

Z cyklu zrób to sama (DIY), czyli babski Słodowy :)



Dla tych, co nie wiedzą .... :)
Adam Słodowy (ur. 3 grudnia 1923 w Czarnkowie) – major Ludowego Wojska Polskiego, popularyzator majsterkowania. Znany przede wszystkim, jako autor i prowadzący popularnego w latach 60. i 70. XX wieku polskiego programu telewizyjnego dla młodzieży Zrób to sam.
Program był częścią czwartkowego Ekranu z bratkiem, a potem niedzielnego Teleranka; autor prezentował w nim osobiście, jak z ogólnie dostępnych rzeczy (zużyty wkład do długopisu, blacha z puszki itp.) robić zabawki i przedmioty użytkowe. Program był nadawany przez 24 lata od 1959 roku do 1983 roku, łącznie wyemitowano 505 odcinków.

źródło - Wikipedia

Co prawda jestem rocznikowo młodsza od okresu emisji powyższego programu, ale jednak jestem dzieckiem PRL-u, no i udało mi się załapać na powtórki  :))))

Tak zgadza się, jeśli chodzi o wybór ciuchów, dziś można dostać wszystko. Zarówno jeśli chodzi o fason, jak i kolory. Pytacie, więc po co wkładać wysiłek żeby coś przerabiać, tuningować???!!! Jest kilka prostych powodów, pierwszy to najbardziej oczywisty ...., jest to czysta oszczędność. Resztę można sobie dodać wedle woli: przyjemność tworzenia, kreatywność, chęć unikalności, indywidualności. O ile w latach szarego PRL-u jeszcze modą zbytnio się nie interesowałam, tak w latach 90 -tych, kiedy już zaczęłam nie było, tak jak teraz. Chyba stąd obecnie, zanim pozbywam się ciucha, który stracił dla mnie sens, zastanawiam się nad tym kilka razy. A nóż da się z nim coś jeszcze zrobić??? 

Tak było z moimi spodniami rurkami z Topshopu. Po prostu przestały być idealnie czarne (tak nie prałam ich w reklamowanym płynie P.. do czarnego :) i zaczęło mnie drażnić, to że są przyszarzałe, z zaciekami.



ani czarne, ani szare ....



Stwierdziłam, że zanim się z nimi rozstanę, spróbuję po prostu zmienić ich kolor na jaśniejszy. Skoro idą ku szaremu, to niech będą rzeczywiście szare :) 

Pierwszy raz namoczyłam je w wybielaczu w misce i wyszło gorzej niż źle. Nie rozjaśniły się równomiernie, w jednym miejscu odbarwiły się bardziej, w innym mniej. No mało efektownie. Spodnie rzuciłam w kąt. Zrobiłam po czasie drugie podejście. Namoczyłam je rozłożone na płasko w wannie. Tak leżały sobie przez godzinę przykryte wodą zmieszaną z mniej jak 1/2 zawartości butelki wybielacza. Przed wyciągnięciem gaci z chlorowej kąpieli, szczoteczką tarłam nogawki. Następnie spodnie powędrowały do pralki, do proszku dodałam nakrętkę odplamiacza w płynie do białego. No i tara tara ....



Uzyskałam według mnie zadowalający efekt, a spodnie jeszcze mi posłużą i pasują teraz do wielu kawałków mojej garderoby. Poniżej w zestawieniu z szarymi botkami Stradivariusa.




To jeszcze nie koniec moich "twórczych" postów !!!! W przygotowaniu .......


czy da się coś zrobić z sukienką poplamioną klejem ????

zobaczycie, co wymyśliłam :)



czwartek, 29 listopada 2012

Time out !!!!

Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia bez kawy, drugą piję posiłkowo około 13 - 15, dla wzmocnienia sił i chwilowego oderwania się od obowiązków. 

Najbardziej lubię kawę parzoną w ekspresie z dodatkiem mleka, ale w pracy lub w pośpiechu poprzestaję - o zgrozo na rozpuszczalnej, czy tradycyjnym, polskim "parzonym diable" :). Najważniejsze jednak żeby nie trąciła stęchlizną, co często się niestety zdarza ....

Zresztą czas przy kawie nie zawsze jest dla mnie tylko przerwą w pracy, czasem z kubkiem w ręku, po prostu siadam, patrzę w okno i wędruję myślami ..... coś pięknego ....., aż się rozmarzyłam . A czasem znów kawa jest świetnym dodatkiem do babskich pogaduch, nie ma to jak klimatyczna kawiarnia z miękkimi fotelami, pachnąca ciepłym zapachem świeżo mielonej kawy. 



źródło: weheartit.com

No, ale nie ma to jak kawka z jakimś smakołykiem na ząb :) Wtedy czuję się dopiero dopieszczona ....
Na dziś na szybko do piekarnika powędrowały muffinki. Jeszcze nie doszłam do perfekcji w ich pieczeniu, ale dziś wyszły smaczne i umiliły mi popołudniową przerwę kawową.

Przepis na muffinki

pół stopionej kostki masła,
1 szklanka mleka,
1 jajko,
nieco ponad 1/2 szklanki cukru (może być mix z brązowym),
paczuszka cukru waniliowego,
2 szklanki mąki,
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia,
garść rodzynek,
garść kropeczek z gorzkiej czekolady

Przygotowanie

Nie ma żadnej filozofii ...., w misce łączymy roztrzepane jajko, roztopione masło, mleko, następnie dodajemy cukier i resztę suchych składników. Dodatki możemy zestawiać różnie, owoce, orzechy, biała czekolada, mleczna czekolada, kakao. Napełniamy foremki do 3/4 wysokości i wstawiamy do piecyka na około 20 minut (200 stopni). Sprawdzamy patyczkiem czy są gotowe. Suchy patyczek, ciastka gotowe.








I od razu czuję się lepiej, no ... może nie całkiem pracować mi się chce :))), ale taki słodko - kofeinowy zastrzyk dodaje jednak energii i zadowolenia (mlask, mlask)





źródło: weheartit.com

Polecam każdemu kawowo posiłkowy czasoumilacz, zresztą sami wiecie :))))


czwartek, 22 listopada 2012

Retro kryminał

Stwierdzam, że ostatnio za dużo u mnie o ciuchach i kosmetykach, a w zasadzie zakładając tego bloga nie takie było moje ogóle wyobrażenie o nim ..... . Cóż dopiero się uczę i muszę włożyć w tą stronę więcej serca i pomysłu, jeśli tylko mój czas na to pozwoli oczywiście. 

 źródło: weheartit.com


Dlatego dziś przygotowałam notkę o książkach Marka Krajewskiego. Może część z Was zna powieści tego pisarza, a Ci którzy nie mieli z nimi styczności być może się skuszą!!!

Zaczynamy!!!

Pierwszy raz po książkę M. Krajewskiego sięgnęłam na wakacjach. Mieszkałam wtedy we Wrocławiu i z grupą znajomych wyjechaliśmy do Chorwacji na dwa tygodnie. Najśmieszniejsze było to, że na tych kilka osób ilość zabranych książek była mocno okrojona, zaś po okazaniu wielkiego zachwytu kryminałem Krajewskiego, stało się tak że 4 osoby na zmianę czytały jedną książkę :)))). Teraz już nie pamiętam, która to była część serii i Eberhardzie Mocku, ale tak właśnie wspominam pierwszą styczność z kryminałem w stylu retro autorstwa Krajewskiego.

I tak mamy dwie serie kryminalne. Pierwsza ulokowana w przedwojennym Breslau (Wrocławiu), której głównym bohaterem jest komisarz Eberhard Mock. Na serię składają się:

1. Śmierć w Breslau
2. Koniec świata w Breslau
3. Widma w mieście Breslau
4. Festung Breslau
5. Dżuma w Breslau


Jak już wyżej napisałam łącznikiem jest miasto i bohater. Akcja książek ulokowana częściowo w okresie międzywojennym, a częściowo w czasie II wojny światowej i tuż po niej. Komisarz Eberhard Mock rozwiązuje kryminalne i mistyczne zagadki tajemniczych morderstw w mieście Breslau. Bohater jest inteligentny i bezkompromisowy, od podszewki zna miasto i jego mieszkańców. Eberhard Mock z wykształcenia jest filologiem klasycznym (tak jak sam pisarz :)), szalenie dba o nienaganny wygląd, lubi piękne kobiety i dobre jedzenie, nie jest jednak chodzącym ideałem ..... .










Książki spodobały mi się tak bardzo częściowo dlatego, że autor rewelacyjnie oddaje klimat ówczesnego Wrocławia, z dokładnym jego wyglądem, a nawet najchętniej bywanymi restauracjami, opisem jedzenia (konsultacji o nawykach jedzeniowych w serii lwowskiej udzielał Robert Makłowicz) i innymi przybytkami :). Spacerując po Wrocławiu można było wyobrazić sobie tamte czasy, tym bardziej że autor podał w polskim tłumaczeniu nazwy książkowych niemieckich wtedy ulic. 
















Druga seria to seria "lwowska" o komisarzu Edwardzie Popielskim. Do niniejszej wchodzą:

1. Głowa Minotaura
2. Erynie
3. Liczby Charona
4. Rzeki Hadesu

Przyznaję się, że z tej serii czytałam tylko Głowę Minotaura i słuchałam Erynii czytanej przez R. Więckiewicza w radio. W każdym bądź razie zdradzę, że główni bohaterowie: Eberhard Mock oraz Edward Popielski spotykają się i mają okazję we Lwowie wspólnie rozwiązywać jedną ze spraw.

Więcej o samym autorze i jego książkach możecie poczytać tu:  http://www.marek-krajewski.pl/index.php

Na zachętę wrzucam :))) posłuchajcie może się spodoba ....


:

czwartek, 18 października 2012

Ciacha "pełny freestyle"

Moje dwa koty ucinają sobie drzemkę w promieniach słonecznych wpadających przez okno, a ja pomiędzy zadaniami na dzień dzisiejszy, postanowiłam wrzucić posta.

Dziś przychodzę z ciastkami. Przepis na nie znalazłam na blogu "O tym, że ...", czyli dokładnie tu: http://otymze.blogspot.com/2012/04/lubicie-sezam.html#more

Ja po mojej pierwszej próbie, zmodyfikowałam nieco przepis......, nie dlatego że był niedobry, ale dlatego że choć gotowanie idzie mi ogólnie całkiem nieźle, tak wypieki to zawsze była dla mnie wyższa szkoła jazdy (wychodziły mi tylko murzynki i chlebek bananowy, który też jest takim właśnie murzynkiem). Jak pierwszy raz zabrałam się za pieczenie tych ciasteczek, to na początku wszystko szło ekstra, ciasto wyszło (robi się je w 5 minut), ale .... jak przyszło do pieczenia to kompletna klapa! Choć myślałam, że odstępy między ciastkami są spore, to jednak nie były...., wszystko się zlało a potem przypaliło. Masakra :)))). 

Nie poddałam się i drugie podejście było w pełni udane, ciastka skradły mi serce, a raczej podniebienie, a teraz do rzeczy!



Śmiało możecie skorzystać z przepisu podanego w blogu "O tym, że..." lub mojego zmodyfikowanego, który polega na zmniejszeniu praktycznie o połowę ilości cukru, zamianie sezamu na zmielone pestki słonecznika

Składniki: (mój zmodyfikowany przepis)

1 szklanka zmielonych blenderem, łuskanych pestek słonecznika (nie mielić na całkowity pył),
100 g margaryny,
łącznie nieco ponad 1/2 szklanki zmieszanego cukru białego i trzcinowego,
1 jajko
1 opakowanie cukru waniliowego
1 szklanka mąki,
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
1/4 łyżeczki soli,
płaska łyżeczka cynamonu

Margarynę stopić w garnuszku i wystudzić. Następnie wsypać do margaryny cukier biało/brązowy i cukier waniliowy i zmiksować, kolejno wbić jajeczko. W osobnej misce wymieszać składniki suche,  stopniowo dodawać je do masy cukrowo - margarynowej. Finiszujemy dodaniem połowy słonecznikowych pestek. Ciasto trzeba włożyć do lodówki (tak do 2 godzin będzie dobre na pewno), żeby stwardniało.

Z ciasta formujemy małe kulki (2 cm) i obtaczamy je w słoneczniku (można sobie asekuracyjnie zmielić więcej słonecznika żeby nie zabrakło na obtaczanie), układamy najlepiej w jak największych odstępach (ciastko się rozleje podczas pieczenia i robiąc małe odstępy ryzykujemy upieczenie 1 wielkiego jak w moim przypadku!!! Piec nieco ponad 20 minut, w piekarniku nagrzanym do 190 stopni. U mnie 20 minut było za krótko, ale tak po 20 minutach nauczona doświadczeniem, kontrolowałam sytuację. Miękki wierzch może zmylić...., trzeba patrzeć na spód, jeśli będzie już rumiany, to trzeba wyciągać ciastunia, po wyciągnięciu wierzch twardnieje, a spody nie są spalone. 

Czyli zamiast pierwotnego przepisu z sezamem, można ziarna sezamu zastąpić zmielonym słonecznikiem, można pokombinować jeszcze inaczej i dodać inne bakalie troszkę rozdrobnione rodzynki, czy zmielone migdały, orzechy włoskie, laskowe - pełen freestyle :)))



a potem pozostaje zajadać, zajadać i ... zajadać do kawy, herbaty, mleka, kakao 




Smacznego!!!!

środa, 3 października 2012

Jesienny relax w pełni ...., czyli czytanie!!!

Mój weekend naładowany był pozytywną energią, udało mi się ze znajomymi wyskoczyć do Warszawy, pogoda była "jeszcze" piękna, także trochę pozwiedzałam ( no co ???!!! do Warszawy nie jeździ się tylko na zakupy :)). Szkoda, że byliśmy krótko, plan napięty a i czas na powrót spory trzeba było przeznaczyć, no i .... dużo nie udało się zobaczyć, a to co było to troszkę niestety "po łebkach" - będzie chyba następny wyjazd :)

 Wczoraj przy okazji różnych zadań w centrum, wstąpiłam do biblioteki. Przez ostatnie kilka miesięcy dużo musiałam się uczyć, dlatego po egzaminach nie mogłam patrzeć na książki (nawet jeśli czytanie miało być dla relaksu) i przerzuciłam się na oglądanie filmów. No i już odwyk książkowy minął :)




Na zewnątrz buro, zaczął padać deszcz. Skoro mogę sobie na to pozwolić, z przyjemnością zaparzyłam herbatę z sokiem i cytryną, pomyszkowałam za czymś słodkim, wskoczyłam pod koc i czytamy :))).




Udało mi się wypożyczyć pierwszą część serii "Nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej, resztę części już czytałam, jak dla mnie świetne ... Bardzo lubię takie sagi rodzinno - miłosne, ale nie napisane na szczęście w sposób tandetny. Jeśli też coś w podobnym guście lubicie, to polecam również Hannę Kowalewską (seria o Zawrociu) i oczywiście Cukiernię pod Amorem :).

Obowiązkowo, by już całkiem dodać klimatu jesiennemu czytaniu, pod kocem lub na kocu potowarzyszyć musi kot. Mój grzał niemiłosiernie pod kolanami, pod kocem.



Poczułam się jak za dawnych lat, gdy po szkole kokosiłam sie wygodnie i czytałam, co akurat wygrzebałam w szkolnej bibliotece - najbardziej pamiętam "Muminki" albo książki Małgorzaty Musierowicz, które uwielbiałam !!!!

Dziś z wielką przyjemnością kontynuuję, mam kawę z mlekiem i z kotem a nawet dwoma zgodnie się zaszywamy z dala od świata z chilloutową muzyką w tle. Jest cudownie i niech się dzieje co chce!

Każdemu się należy co jakiś czas taki stan!



środa, 19 września 2012

Ostatnio oglądnięte i warte polecenia

Mam ostatnio sporą moc przerobową, jeśli chodzi o oglądanie filmów. Przez ostatnie 2 tygodnie trochę tego było, jak wiadomo jedne lepsze, drugie gorsze. O tych, które oglądnęłam bez szczególnych emocji, oczywiście nie warto pisać (są to filmy, które zapomina się po oglądnięcia następnego, abo jeszcze szybciej), są takie które mnie szczególnie zawiodły, no i na reszcie te, które mi się spodobały (a nawet kiedyś, chętnie bym do nich powróciła).

Skoro już ustaliłam, że filmy "jedne z wielu" pozostawiam bez komentarza, to na początku, żeby było z głowy napiszę o ROZCZAROWANIU ......

"Kobieta, która pragnęła mężczyzny"  reżyseria: Per Fly





Chciałam ten film oglądnąć, ze względu na Dorocińskiego, którego jako aktora bardzo lubię. Jest to historia romansu duńskiej fotograf mody, z przypadkowo spotkanym w Paryżu Polakiem - wykładowcą. On żonaty, ona mężatka, silna namiętność, wiadomo .... . Podobał mi się mrok w filmie, szarość i chropowatość, trochę jak w "Dziewczynie z tatuażem", no i byłoby to wszystko. Reszta to histeria i obłęd bohaterki, który mnie bardzo drażnił. No cóż, może komuś ten film się podobał, wiadomo gusta są różne, ale jak dla mnie porażka, całkiem spłycona historia.

Jak już zaczęłam o histerii, to następny film, o którym chcę wspomnieć, to.....

"Histeria - romantyczna historia wibratora" :))) reżyseria Tanya Wexler



http://www.filmweb.pl/video/trailer/nr+1+%28polski%29-26574

Tu daję dużego plusa, przede wszystkim za sam pomysł całej historii ...., no bo niebanalna jest opowieść o korzeniach wibratora :). Opowiedziana z cudowną niemal "naiwnością" czasów, gdzie orgazm był spazmem, i remedium na histerię, leczoną przez lekarzy specjalnym masażem. Polecam!

Ostatni z filmów, które dobrze jeszcze pamiętam to nie tak nowy, bo z 2007 r. film libańskiej reżyserki Nadine Labaki pod tytułem"Caramel".



Bardzo lubię filmy "nieamerykańskie", moim faworytem jest Almodovar. W tej historii, pięciu przyjaciółek, nie dojrzałam podobieństwa do filmów Almodovara (tak pisali na filmwebie), jednak w całość delikatnie i między wierszami wpleciona jest cała specyfika kultury libańskiej.

miłych jesiennych wieczorów kinowych :)



środa, 5 września 2012

Zielony makaron z kurczakiem i sosem śmietanowym

Makarony to moi jedzeniowi faworyci, po prostu je uwielbiam na wszelkie sposoby. Mało tego, aby przygotować makaron z sosem nie trzeba włożyć w to wiele wysiłku, ani polotu. Najprostsze jest też smaczne, tu dobrym przykładem może być sos z uduszonych, świeżych pomidorów, z dodatkiem cebuli i obowiązkowo czosnku oraz ziół, do tego makaron i danie gotowe.

Ale do rzeczy, dziś będzie o zielonym makaronie z kurczakiem ..... . Tak na prawdę, to tego dania składniki mogą być bardzo zmienne i tez wyjdzie dobrze, postaram się to napisać na bieżąco poniżej.

Składniki:

makaron zielony (szpinakowy) nitki,
pierś z kurczaka,
spora garść pomidorków cherry, mogą być 3-4 zwykłe pomidory,
cebula,
2 ząbki czosnku,
połówka niewielkiej cukinii
mały kubeczek śmietany kremówki
łyżka mąki
oliwa z oliwek
zioła: oregano, bazylia, zioła prowansalskie,
sól, pieprz





Makaron gotujemy, jak to makaron :). Dodam, że do tego przepisu użyłam zielony makaron, który zakupiłam za 4,99 zł w Biedronce, jest teraz tydzień kuchni śródziemnomorskiej, tak więc można nabyć sporo smacznych produktów (makaron jest na prawdę bardzo dobry). Jeśli nie dostaniemy makaronu szpinakowego, to śmiało zastosować można zwykłe wstążki tagliatelle.

Resztę składników czyli kurczaka, pomidorki, cebulę, cukinię kroimy, wrzucamy po prostu na oliwę i smażymy. Gdy składniki będą miękkie, pomidory puszczą sok, sypiemy zioła, sól, pieprz i posiekany czosnek. Na koniec wlewamy śmietankę, musi się trochę zredukować, jeśli nadal sos będzie rzadki, to można delikatnie posypać łyżką mąki i szybko wymieszać, aby nie zrobiły się grudki. Na koniec dodajemy makaron i wszystko mieszamy.



Na talerzach danie proponuję posypać parmezanem lub porozrzucać troszkę listków rukoli (tą wersję lubię najbardziej) :)

Dodam tylko, że ......

- wszystko przygotowane było na woku :) No ale, co ???!!! Sama wygoda, wok się szybko nagrzewa, trzeba uważać jednak żeby warzyw nie spalić, poza tym można dodać swobodnie makaron i wszystko ładnie się wymiesza.

- można do sosu dodać także inne warzywa, można jedne zastąpić innymi, np. wypróbowałam także wersję gdzie za pomidory dałam paprykę czerwoną.

- jeśli chcemy wersję light, to możemy zrezygnować ze śmietany, sos pomidorowy będzie wystarczający :)


Smacznego!!!!





wtorek, 4 września 2012

Na dobry początek



No i stało się ...... piszę !!! Ostatnio sporo myślałam nad tym, żeby zacząć blogować, niestety z uwagi na brak czasu nie składało się. Teraz w ramach małej odskoczni stwierdziłam, że spróbuję, zobaczymy czy z blogiem się polubimy.

O czym będę pisać ??? Myślę że, wszystko sprowadza się do tego, aby moje miejsce tutaj, czy też każdego innego sprawiało przyjemność. Przyjemność po prostu i najzwyczajniej sprawia mi czytanie, jedzenie, muzyka, coś co cieszy oko, ucho, węch, podróże. Miło mi będzie podzielić się tym wszystkim z innymi, miło mi będzie również czytać o tym, co sprawia radość innym.

Zatem Dzień Dobry Bardzo!

Zaczynamy!