wtorek, 4 marca 2014

Oscary Oskarami .... i moja lutowa filmówka

Już powoli mija gorączka związana z rozdaniem Oscarów. Wczoraj korzystając z chwili wolnego czasu, z chęcią oglądałam szałowe kiecki na czerwonym dywanie (najbardziej podobała mi się Kate Blanchett), choć nie ukrywam że bardziej frapuje mnie w tej chwili niepokojąca sytuacja na Ukrainie .... .
Mimo wszystko jeszcze na moment wrócę do blichtru gali i nagród. Cieszą mnie statuetki dla Jareda Leto, dla filmu "Her" i Kate Blanchett. W sumie potwierdziły się w tych kategoriach moje typy :). Mam trochę niedosyt, że to nie Di Caprio otrzymał Oscara za pierwszoplanową rolę męską, bo byłam pod wielkim wrażeniem jego gry. Nie twierdzę, że Matthew McConaughey był zły, wręcz przeciwnie był świetny, ale to już dosyć oczywiste, że role związane z tzw. poświęceniem się, polegającym na zmianach fizycznych (tycie, chudnięcie, postarzanie) są zwycięskimi. Szkoda, bo to trochę nie fair, u DiCaprio było 100% aktorstwa. 
Nie oglądałam jeszcze "Zniewolonego", ale w kategorii zwycięskiej aktorki drugoplanowej chciałam zobaczyć Julię Roberts. Mam nadzieję, że niebawem ocenię, czy Oscar dla Lupity był zasłużony, czy znów nie mogło się obyć bez tego, by to filmy z bardziej wzniosłą historią i przesłaniem zgarnęły większość. 

No tak nie myślcie, że narzekam, bo to tylko subiektywne opinie. Tak to już jest, ile gustów, tyle zdań. 

Czas najwyższy przejść do mojej filmówki, tym bardziej że częściowo pociągnę temat filmów nominowanych do Oscara.

"Blue Jasmine" 


Bardzo się cieszę, że w końcu udało mi się oglądnąć ostatni film Woodego Allena. Ma tą charakterystyczną dla tego reżysera nutkę ironii, która sprawia, że historia znajduje się na cienkiej granicy między dramatem, a farsą. Może dlatego niektórzy film odbierają jako komedię. Cate Blanchett wciela się w rolę zagubionej kobiety, która po śmierci męża oszusta i bankruta zmuszona jest o 100% zmienić swoje dotychczasowe życie. Swoją drogą miło mi było popatrzeć na stylizacje głównej bohaterki :).

"Grawitacja" 


Wiem, że ten film ma albo zagorzałych zwolenników, albo przeciwników, którzy twierdzą że jest po prostu nudny. Ja o dziwo jestem dosyć neutralna, choć bardziej na tak niż na nie, bo nie mam nic złego do powiedzenia na temat tego filmu, choć normalnie nie lubię tego typu produkcji. Zadziwiające jednak, że historia z 1 aktorką (Sandra Bullock) może być wciągająca. Może i szkoda, że nie oglądałam filmu w kinie z efektem 3D, ale nawet na zwykłym monitorze zrobiła na mnie wrażenie 1 scena, gdy astronautka w kombinezonie kręci się w tym kosmicznym niebycie ....., wyobraziłam sobie jak bardzo musiała być samotna i przerażona! No dobra mam nadzieję, że nie spojleruję za bardzo :/ Ciekawa jestem jakie są Wasze wrażenia po tym filmie.

"Tajemnica Filomeny"


Na ten film do kina wyciągnęła mnie w środku tygodnia koleżanka i również okazało się, że bardzo przypadł mi do gustu. Dziennikarz w kryzysie, całkiem przypadkiem dowiaduje się o historii Filomeny, którą siostry zakonne zmusiły do oddania syna. 
Może i historię po części skądś znam, bo bodajże kiedyś oglądałam "Siostry Magdalenki", ale ta jest dużo cieplej ubrana i wzruszająca. Mimo, że teoretycznie mógłby to być typowy wyciskacz łez, to charakterystyczne poczucie humoru starszej pani (Judi Dench) odciąża nieco temat i sprawia, że całość odebrałam w rezultacie pozytywnie.

A na koniec 


Słów kilka o rodzimej produkcji "Jack Strong". Może nie będę obiektywna, bo przepadam za Dorocińskim, ale warto zobaczyć. Byłam ciekawa historii Kuklińskiego, choć jak wiadomo można go pokazać jako bohatera lub zdrajcę. Zgadzam się z Dorocińskim, iż tak czy siak jako człowiek Kukliński poświęcił wszystko (kto orientuje się w losach jego i jego rodziny, ten wie o czym mówię). Nie ma tu tego pazura charakterystycznego dla dawnych filmów Pasikowskiego, ale są jego aktorzy, dobra sceneria rodem z PRLu i by nie było za nudno wartka akcja.

"Behind the Candelabra" 



Nie wiem czemu całkiem o nim zapomniałam, choć według mnie jest wart uwagi. Przeciekawa i kontrowersyjna historia dawnej gwiazdy Las Vegas (Wielkiego Liberace - Michael Douglas - który notabene był z pochodzenia Polakiem - nie Douglas tylko Liberace znaczy się :) i jego związku z dużo młodszym Scottem Thorsonem (Matt Damon). Może nie jest to jakieś wielkie kino, ale opowieść życiowa :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz